… Serbia
Pora zacząć robić kilometry, do przejechania było ich 550, większość autostradami.
Do granicy z Macedonią było ok 250 km, praktycznie cały czas autostradą.
Spadek mocy czasami ciągle był wyczuwalny, ale tak jakby już w mniejszym stopniu. Za to przy ruszaniu zaczęło być czuć benzyną. Problem pewnie leżał więc gdzieś indziej, ale gdzie ? Jechać się dało, więc jechaliśmy dalej.
Na granicy po raz pierwszy sprawdzali zieloną kartę. Znowu było trzeba przestawić zegarki – dostaliśmy dodatkową godzinę.
Krajobraz był nadal górzysty, ale już bardziej zielony.
Po drodze spotkaliśmy kilka złomboli – czyli byliśmy na dobrej drodze. Przejazd autostradą przez całą Macedonię kosztował 3 razy po 1 €… Podobno benzyna też była tania, ale akurat przez cały kraj (180 km) przejechaliśmy bez tankowania. I tak dotarliśmy do Serbii.
Na drogach zdecydowanie przybyło Ład i Zastaw, ale trafiały się też Maluchy. Na nocleg zatrzymaliśmy się w Leskovac, 40 km przed Niś.
Obiadokolacja w przyhotelowej restauracji – ceny raczej niskie, ale jedzenie bardzo dobre.
Wszystko wydawało się trochę dziwne, niedokończone. Menu było po angielsku, ale raczej z translatora i z literówkami. Hotel wyglądał okazale, ale nie był w pełni murowany, wewnętrzne ściany to była raczej sama płyta gipsowo-kartonowa. W pokoju był telewizor, ale przedłużacz do którego był podłączony wisiał w powietrzu. Było w miarę czysto, ale wszędzie były mrówki… Wszystko w okół sprawiało podobne wrażenie. Wi-Fi jednak było i działało, pewnie dzięki cienkim ścianom ;-)
Leave a Reply
You must be logged in to post a comment.