Po śladach
Tallinn przywitał nas deszczem.
Po śniadaniu, z promu zjechaliśmy ok 8:30.
Ani na promie, ani w porcie nikt specjalnie się nie przejmował samochodami, które zostały na noc, co trochę utrudniło znalezienie drogi wyjazdowej.
Przy okazji zwiedzania portu, za ogrodzeniem wypatrzyliśmy dwie Łady – 5-tkę i 3-kę albo 6-tkę.
Pierwsze tankowanie – ceny benzyny w końcu były niższe niż 6zł za litr! Powoli nawet przestawało padać.
Ferrari!
Pierwsza granica – Łotwa…
Przerwa na drugie śniadanie w punkcie widokowym nad Zatoką Ryską…
Wszystkie znaki wskazywały, że byliśmy coraz bliżej Polski…
Przerwa na obiad…
Ceny w menu wydawały się strasznie niskie – rzędu 5-6 „czegoś” za danie. Wszystko szybko się wyjaśniło po sprawdzeniu waluty i kursu w internecie. Jeden łotewski Łat to 6zł, czyli złotówkę więcej niż angielski Funt!
Druga granica – Litwa…
Na stacji benzynowej, na której zatrzymaliśmy się na krótką przerwę, w krzakach stał wrośnięty trabant. Obklejony był w znajome naklejki…
Na znakach zaczęła pojawiać się znajoma nazwa…
Z Tallinna wyjechaliśmy w miarę wcześnie, do Suwałk było 700km. Po przekroczeniu granicy po raz kolejny trzeba było przestawić zegarki, o godzinę do tyłu. Dodatkowa godzina nie znaczyła jednak, że będziemy mieli więcej sił. Nocny sprint aż do Warszawy nie miał sensu.
Ostatnia granica – Polska…
Państwa członkowskie układu z Schengen łączy jedna cecha – opuszczone budynki na granicach.
Do Suwałk pojechaliśmy przez Jeleniewo. Łukasz miał tam znajomą restaurację – Pod Jelonkiem. Kolację mieliśmy w gratisie :) Polecamy!
Na znajome pole w Suwałkach dojechaliśmy akurat jak zaczęło się ściemniać. A jeszcze parę dni temu dzień trwał całą dobę…
Trasa:
Timelapse:
Leave a Reply
You must be logged in to post a comment.