Meta
Zdjęcia – Marcin Mazurkiewicz, JaSpoko
Rano na polu dało się wyczuć napięcie związane z ostatnim etapem – następny nocleg wypadał już na mecie. Większość trasy mieliśmy już za sobą, do przejechania zostało jednak jeszcze ponad 500 km, a pogoda zapowiadała się deszczowo.
Chłodnica dalej podciekała. Podlepiłem ją znowu poxiliną, tym razem od przodu. Zebraliśmy manele i ruszyliśmy w drogę.
Dyfer jak stukał tak stukał. Jechaliśmy przez Francję – obowiązkowy 2CV…
… i znają chyba tam też Cytryna i Gumiaka…
Pierwsze tankowanie gdzieś przed Marsylią jak zwykle zamieniło się w mały Złombolowy spot…
Na stacji podjechało do nas starsze małżeństwo w Renault Fluence – nawigacja przestała im wydawać polecenia głosowe i prosili o pomoc w ich włączeniu. Takie ciekawe zestawienie skali „dzisiejszych” problemów ze Złombolem. Na tej stacji do załogi Tawrii dołączył Zaz…
… i Pan Darek …
… a do Łady Waz
Nie ryzykowaliśmy – jechaliśmy autostradą…
… co niestety wiązało się z częstym przejazdem przez bramki…
Kierunek na Nimes i Montpellier…
… i pogoda zaczęła się zmieniać
Od deszczu, gorszy był bardzo silny boczny wiatr, który przy dużej prędkości mocno utrudniał prowadzenie. Tego dnia czekało nas przynajmniej jeszcze jedno tankowanie, ale spróbowaliśmy je jak najbardziej opóźnić – w razie potrzeby mieliśmy kanistry z benzyną. Pierwsza o dolewkę poprosiła Tawria manifestując to chwilowymi utratami mocy.
Pogoda wcale się nie poprawiała…
… inne Złombole spotykane na trasie dodawały jednak otuchy ;-) Nie mieliśmy co narzekać – nie mokliśmy i siedzieliśmy we w miarę wygodnych fotelach…
Niektóre ekipy dojechały na pole już poprzedniego dnia. Jedna z nich, jadąca DFem, miała problem z hamulcami i szukała pompy hamulcowej – miałem zapasową pompę, ale Ładowska do Fiata chyba nie pasuje, tak czy siak na pole mieliśmy jeszcze ciągle kilka godziny drogi.
Nim bliżej byliśmy Hiszpanii, tym bardziej zaczęło się w końcu wypogadzać
Z każdym kilometrem byliśmy bliżej mety…
Awaria teraz, czyli jeszcze przed metą, a już najdalej od domu to najgorsze co może być, więc dalej toczyliśmy się tempem jakie nadawały nam same samochody. Zepsuty termostat w Wartburgu w 2012 i problemy Skody w 2013 tuż przed metą nauczyły „pokory” – lepiej dojechać na kołach, niż na lawecie.
Minęliśmy parę ciekawych budowli…
… i końcu dotarliśmy do Hiszpanii…
Do mety zaczęły prowadzić nas już znaki
Dojechaliśmy!
Kolejka do rejestracji dopiero się tworzyła…
… i nawet rozłożyliśmy się jeszcze za dnia.
Na polu była już druga Tawria – stan igła…
Na wjeździe na pole zaczął robić się tłok…
… a wieczorem przyszła pora na odbiór dyplomów
… i pamiątkowe zdjęcie
Kolejne ekipy dojeżdżały jeszcze przez całą noc..
Na metę dojechaliśmy na kołach, zostało jeszcze tak wrócić.
Dystans ~560km
Leave a Reply
You must be logged in to post a comment.