Monte Carlo
Zdjęcia – Marcin Mazurkiewicz, JaSpoko
Poranek był dziwny, wstaliśmy normalnie ok. 7 i było jeszcze ciemno, rozjaśniło się potem też dziwnie szybko.
Tak jak poprzedniego dnia, trasę chcieliśmy przynajmniej zacząć omijając autostrady. Mieliśmy jednak informację, że tym razem będzie znacznie ciężej.
Zaczęło się od krętej górskiej drogi i małych miasteczek.
Chwila przerwy…
… gdzie nie spojrzeć, tam Złombol…
… czerwoną Ładę 2104 ekipy Red Neck Racing spotkamy jeszcze tego dnia
Tempo zapowiadało się słabe, więc ruszyliśmy dalej …
… kilometry dalej mijały na ciągłym kręceniu kierownicą i zmianie z 2 na 3 biegi, żeby za chwilę znowu zredukować…
… znowu trafiliśmy na konwój maluchów…
… chwila przerwy…
… i dalej z zakrętu w zakręt…
… w końcu jednak wjechaliśmy w nowe otoczenie – nadmorskich miasteczek.
Zamiast podjazdów i ciasnych zakrętów mieliśmy teraz wąskie uliczki i skrzyżowania.
Częstemu zatrzymywaniu się i ruszaniu zaczął towarzyszyć nowy dźwięk – wyraźnie słyszalny pojedynczy stuk. Dźwięk dochodził z tyłu i pojawiał się przy ruszaniu, przy dodawaniu i odpuszczaniu gazu przy niskiej prędkości. Miejski tryb jazdy nie sprzyjał też Tawrii – hamulce wyraźnie osłabły, a silnik się grzał. Zrobiliśmy więc przerwę, żeby ocenić sytuację.
„Pomiar” wysunięcia tylnych kół nie wykazał, żeby któraś z półosi zaczęła się wysuwać. Przy wymianie pierścienia poprzedniego dnia obejrzałem wieloklin – nie był zjechany, więc źródło stuków było raczej inne. Jedyne co przychodziło mi do głowy to krzyżak wału. Objawy pasowały – stuk było słychać tylko gdy na wale pojawiał się moment ze strony silnika lub kół. Krzyżaki miałem i da się je wymienić na campingu… Dogoniła nas załoga czerwonej 4-ki – też nie mieli innych pomysłów… Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że jeden z zapasowych krzyżaków trafi niedługo do ich Łady.
Każdy stuk to mały udar, więc dobrze by było jednak ograniczyć ich ilość na jaką elementy byłby narażone. Dalsza jazda zwykłymi drogami nie wróżyła też szybkiego dotarcia na pole. Do mety ciągle było jeszcze kilkaset kilometrów, a ryzyko poważniejszej awarii rosło. Wybór był więc prosty – lecimy na autostradę.
Dogoniliśmy czerwonego DFa warszawskiej załogi Gieroje …
Na autostradzie odetchnęliśmy zarówno my jak i nasze złomy…
Można było też przemyśleć plan działania. Pierwsze co będzie trzeba zrobić po dojechaniu na pole to podnieść tył i sprawdzić, czy na krzyżakach jest luz. Jeżeli będzie, to wykręcenie wału to ok 30 minut, wymiana krzyżaka zajmie pewnie 2 godziny…
Gdzie najłatwiej spotkać Złomboli?
Na przykład na stacjach…
… zielony maluch miał urwaną szpilkę kolektora wydechowego i musiał poczekać na Nysę z której mieli gwintowniki, albo na bramkach…
Warszawska ekipa Ala Montana miała problem z wysokim spalaniem i musieli dolać w trasie.
Jadąc autostradą nadrobiliśmy trochę czasu i kilometrów…
… więc na chwilę z niej zjechaliśmy…
… i wczesnym popołudniem dojechaliśmy do Monte Carlo.
Tego dnia średnia wartość samochodów w Monaco musiała znacznie spaść ;) Pytanie jednak czy większą uwagę zwracały super samochody, czy Złombole…?
Dojazd do kasyna był zakorkowany. Zrobiliśmy dwa kółka, też w korku, żeby wszyscy nas dobrze obejrzeli… Wyjechać z Monte Carlo wcale nie było łatwiej, na dodatek miejscami staliśmy na podjazdach…
Komunikat z Tawrii – „Nie mam sprzęgła„. Szybko powiększająca się mokra plama na asfalcie to nie był dobry znak.
Jakimś cudem po lewej stronie był wjazd na zaplecze chyba jakiegoś hotelu i brama była otwarta…
Tawria się zagotowała, ale w płynie nie było widać oleju. Nie miała sprzęgła, ale nie było czuć spalenizną, więc tylko się przegrzało. Po chwili ktoś do nas wyszedł, ale nas nie przegonił, tylko był ciekawy co się dzieje. Mieliśmy szczęście.
Odczekaliśmy aż Tawria trochę „odżyje” i pojechaliśmy dalej. Velorex nie miał już jednak tyle szczęścia – spalił sprzęgło :(
W końcu wydostaliśmy się na wjazd na autostradę. Kilka załóg też łapało tam „oddech”…
Na pole cały czas był jeszcze spory kawałek…
Zaczęło się ściemniać…
… stukanie z tyłu nie ustało, robimy przerwę na tankowanie i uzupełnienie płynu w Tawrii…
Na stacji na półce z chemią stały zielone butelki z LHM… Przypominamy sobie, że jesteśmy we Francji.
Dotarliśmy w końcu na główny camping
Na parkingu przed polem stał Tarpan! Niestety jak się potem okazało ledwo tam dojechał, pęknięta głowica oznaczała dla niego koniec Złombola :(
Znak 5 gwiazdek na bramie wjazdowej źle wróżył. Przeczucie potwierdza informacja od załóg które były na polu – do Złombola nie byli tam zbyt przyjaźnie nastawieni. Pojechaliśmy więc na pole rezerwowe – 2 gwiazdki, czyli w sam raz dla nas.
Było już ciemno, ale wolałem przynajmniej sprawdzić czy na krzyżakach rzeczywiście da się wyczuć luz. Niestety luz nie był wyczuwalny, a wymiana krzyżaka w ciemno mogła dać zupełnie przeciwny efekt od zamierzonego. Zastanawiał jednak terkot który słychać było z dyfra przy obracaniu podniesionymi kołami – coś było nie tak z satelitami. Olej w dyfrze mienił się metalicznie… Coś się rozsypało, gdy wysunęła się półoś? Satelity pracują praktycznie tylko na zakrętach… kiedy ostatnio jechaliśmy obciążeni pod górę krętymi drogami?
Czyli oficjalnie – sypiemy się. Następny dzień to już meta, odwrót nie wchodził w grę.
[…] Nuta miała problem ze szpilkami kolektora wydechowego. Od kiedy na jakiejś stacji benzynowej w 2014 roku po drodze Lloret de Mar jedna załoga miała podobny problem, wożę już gwintowniki i szpilki – w końcu się […]