Lekcja fizyki
W tym roku rajd był krótszy – meta wypadała już 4 dnia i z Katowic dzieliło nas od niej „tylko” 1400km. „Tylko” bo po drodze były Alpy i ich królowa – Przełęcz Stelvio (2757 m. n.p.m).
Krótkie podsumowanie:
- przejechane 3834 km
- spalone 296 litrów benzyny i mniej niż 0,5L oleju
- średnie spalanie z całego wyjazdu ~7,7L/100km
- awarie, naprawy
- podciągnięty luz na przekładni kierowniczej na pierwszym campingu
- wymiana przepalonej żarówki w przednim reflektorze na drugim campingu
- lekko pognieciona buda, ale w bardzo nietypowym miejscu…
Powrót najkrótszą drogą byłby wyjątkowo szybki i nieciekawy, trasę powrotną ułożyłem więc przez Niemcy…
W ramach przygotowań wymieniłem wybite gumowe tuleje końcówek stabilizatora na poliuretanowe samoróbki (o tym przy następnej okazji) i zalałem dyfer świeżym Motulem, tak dla świętego spokoju…
Oddałem też przednie felgi do prostowania – opłaciło się! Powyżej 100 km/h nie pojawiało się już żadne bicie.
Przedwyjazdowy tydzień zaplanowany był na przygotowanie samochodu (odkurzanie, mycie i woskowanie) i pakowanie narzędzi, części…
Spokoju nie dawało mi jeszcze skrzypienie słyszalne z lewego przedniego koła przy pracy zawieszenia. Pierwsze podejrzenie padło na sworzeń, okazało się jednak że to tylko amortyzator – oczyszczenie i odrobina smaru silikonowego rozwiązały problem.
Jeden wieczór wypadł jeszcze na reanimację Tavrii – przy próbie zakręcenia rozrusznikiem cała elektryka zachodziła „mgłą”. Przyczyna była znaleziona od razu – napięcie na akumulatorze (praktycznie nowym!) spadało do kilku wolt, jednak zupełnie nie połączyliśmy tych faktów i zaczęliśmy szukać zwarcia. Przy okazji poprawiliśmy trochę ogólny stan wiązki pod deską i wymieniliśmy kostkę stacyjki co oczywiście nie dało efektu. W końcu wymieniliśmy akumulator na starego zapasowego trupa i Tavria ożyła. Nowy akumulator padł nie bez przyczyny – problem napięcia ładowania (wynoszącego od 8V do 20V) prześladował załogę JaSpoko przez cały wyjazd. Alternator to było coś czego niestety nie ruszaliśmy przed wyjazdem, bo nie było na to czasu – o tym co się jednak udało zrobić (a było tego bardzo dużo) też przy następnej okazji.
Ostatni przedwyjazdowy spot…
… i pierwsze naprawy, ale Saaba! Przydał się kawałek zapasowego gumowego wężyka z Tavrii
Swoją drogą, ten Saab też był taki trochę na odwrót, bo nie dość że miał napę na przód i silnik umieszczony wzdłużnie, to silnik był ułożony tył naprzód – rozrząd i cały osprzęt był od strony szyby, a nie chłodnicy.
Dzień 0 – piątek, wyjazd do Katowic na Late Night CheckIn.
Tym razem jechałem trochę inną trasą z kilku względów
- most Łazienkowski był zamknięty
- nowo otwarty odcinek S8 pozwolił ominąć Raszyn i Janki
- po drodze zajechałem do Klamota jadącego na MZ Jaskółce żeby zabrać do siebie trochę jego klamotów
- po informacji na CB o śmiertelnym dzwonie i zablokowanym Siewierzu odbiłem na Kalety i pod Katowicki spodek dojechałem przez Tarnowskie Góry
Po drodze spotkałem tylko Gierojów
Pod spodek dotarłem przed 18…
Tym razem wylosowałem numer 17 (czy już takiego nie miałem… ?)
W tym roku po raz kolejny wyzwanie podjął Velorex (i im się udało)!
Na noc tradycyjnie już zameldowałem się w AWFie…
Leave a Reply
You must be logged in to post a comment.