Trening
Nocą lało i to mocno, na dobre rozpadało się jak już poszedłem spać.
Namiot rozbiłem akurat w takim miejscu w którym zaczęła robić się spora kałuża – nie przeciekał, więc się tym nie przejmowałem. Wody musiało być sporo, bo po ciemku załoga z sąsiedniej Dacii pomyliła swój namiot z moim i zaczęła zabierać się za jego przenoszenie :D Namiot się jednak sprawdził i rano w środku nadal było sucho. Rano przestało też na trochę padać i znowu udało się spakować nie moknąc.
Akumulator w Tavri już dogorywał i nie obyło się bez kabli rozruchowych
Nie do końca było wiadomo czego się tego dnia spodziewać. Dystans teoretycznie był krótki – niewiele ponad 200km, ale po drodze mieliśmy przejechać przez Szwajcarię. Koszt winietki całorocznej (innej możliwości nie ma) to 40 franków szwajcarskich, a to jest prawie 30 litrów benzyny. Ze względu na krótki odcinek, plan zakładał więc omijanie dróg płatnych.
Na początek – zakupy w Lidlu…
Pierwszy odcinek jechaliśmy przez małe miasteczka, przejeżdżając przez jedno z nich zauważyłem znajome logo!
I tak dojechaliśmy do jakiejś granicy – po drodze był jeszcze Lichtenstein i w końcu nie wiem kiedy wjeżdżaliśmy do którego kraju…
Krajobraz trochę się zmienił – to była zapowiedź tego co nas miało dopiero czekać
Chyba znowu jakaś granica ?
Kręte drogi…
Małe wąskie miasteczka…
Widok na horyzoncie nie pozostawiał wątpliwości – będą góry.
To chyba Szwajcaria, więc omijamy autostrady…
Na CB Tavrii podała info że zatrzymała ich policja. Zatrzymałem się na jakimś parkingu (bez tabliczki Privat). Po chwili podszedł jakiś starszy gość…
Po angielsku oczywiście nie mówił, jedyne co zrozumiałem to „Polizei, Polizei”, więc pojechałem dalej w poszukiwaniu innego parkingu. Niesympatyczny kraj.
Zaczęła się typowa górska droga i górskie widoki…
Doganiamy złombolowego poloneza…
… oraz Maćka i Różę czyli MZ Riders
Czas na serpentyny…
W pewnym momencie wyjeżdżamy na równiejszy kawałek przy górskim jeziorze
Obok przebiegała lepsza (pewnie płatna) droga. Trochę dziwne było to, że złombole jechały nią w przeciwnym kierunku niż my…
Kawałek dalej, droga trochę się pogorszyła…
I zaczęła się konkretna wspinaczka…
Szło dobrze, dopóki nie trafiłem na czerwone światło na rozkopanym kawałku :/
To było na wysokości chyba ~1500m n.p.m. Wolne obroty były jeszcze całkiem stabilne, jednak gdy zapaliło się zielone światło, przy próbie ruszenia silnik zgasł. Odpalił, ale przy kolejnej próbie ruszenia pod górkę znowu zgasł. Poniżej 1500 obrotów silnik wyraźnie nie miał mocy.
W końcu ruszyłem i starałem się utrzymywać obroty powyżej 2000. Pod górę jechało się bez problemów, do momentu aż na jednym nawrocie jadące z przodu Audi mnie nie przystopowało – odpuściłem gaz, obroty spadły, silnik stracił moc i zgasł.
Utrzymując wysokie obroty, zakręty pokonywałem szybciej niż nowe samochody, więc od tej pory starałem się utrzymywać jak największy odstęp od samochodu jadącego przede mną. Mimo wolnego tempa, na szczęście nie było żadnych problemów z chłodzeniem.
I tym sposobem wjechałem na Przełęcz Spluga (2113 m n.p.m.). Klamot ze swoją MZ-etą już tam czekał…
I znowu granica – pewnie z Włochami…
… ale nie zwracałem na to specjalnie uwagi. Chciałem zjechać na trochę niższą wysokość, tak żeby gaźnik miał czym oddychać. Zjechać – łatwo powiedzieć ;-)
Widok innych Złomboli zawsze dodaje otuchy
Dla ułatwienia zaczął padać deszcz
Jak Nysa dała radę to Łada też da …
… a momentami było dość stromo
Z każdym zakrętem byłem jednak coraz niżej
Na ~1200 m. n.p.m w końcu zrobiłem postój
Chwilę potem podjechał Klamot, też czuł że wysokość ma wyraźny wpływ na pracę gaźnika.
Wypogodziło się i pojechałem dalej
Droga cały czas prowadziła w dół…
Żuk, czyli to właściwy kierunek :)
Cały czas hamowałem silnikiem, jednak przy tak długich i stromych zjazdach samochód ciągle się rozpędzał i było trzeba trochę przyhamować pedałem. Mimo ostrożnej jazdy, hamulce zaczęły być lekko tępe – sygnał, że pora na przerwę.
Ostatnie tankowanie przed metą…
Droga na camping była już w końcu po płaskim
Dogoniłem MZ Riders…
Nie dość że jechali na motorze, to jeszcze we dwójkę. Możliwość rozprostowania nóg to był chyba jedyny komfort…
Pierwszy camping był już zapełniony
Alternatywny był jednak tylko 200m (w poziomie ;-) dalej
Za chwilę dojechał Klamot, MZ Riders i Velorex Poturbowanych
Już tradycyjnie, camping był nad jeziorem
Póki silnik był jeszcze ciepły, podkręciłem wolne obroty do ~1100. Układ chłodzenia nie sprawiał żadnych problemów, a następnego dnia znowu czekała nas wspinaczka…
Sprawdziliśmy też, czy elastyczne przewody hamulcowe nie zaczęły puchnąć. Były ok, ale ich wymianę dopisałem do listy rzeczy do zrobienia po powrocie – to był piąty Złombol ciągle na tych samych przewodach MasterSport…
Lekcja fizyki nr 3
Wraz ze wzrostem wysokości zmienia się temperatura, ciśnienie i gęstość powietrza. Mniejsza gęstość powietrza to mniejsza zawartość tlenu w stałej jednostce objętości. W przypadku gaźników nie ma komputera który dostosuje skład mieszanki do panujących warunków – wraz ze wzrostem wysokości mieszanka ulega wzbogaceniu. Przy wolnych obrotach i w zakresie przejściowym mieszanka może być już zbyt bogata dla normalnej pracy silnika.
Leave a Reply
You must be logged in to post a comment.