Prom
Prom odpływał o 12
Według informacji na potwierdzeniu rezerwacji, pasażerowie wybierający się do Tunezji samochodem powinni być na odprawie przynajmniej 3 godziny wcześniej. Do portu było tylko ~15km, wyjechałem ok 8 na wypadek gdyby były korki…
Korków nie było
… jednak wjazd do portu nie był taki prosty jak pokazywał GPS
Było trzeba zrobić nawrotkę na rondzie kawałek dalej
Brama – pierwsza kontrola i informacja aby kierować się w prawo…
Druga kontrola – informacja, aby kierować się w lewo…
Pojechałem w lewo, ale to był zły wybór.
Spotkałem Nysę Siemion Team – płynęli, ale wcześniejszym promem GNV. Gość na drugiej bramie skojarzył obklejony samochód i nie spojrzał już, że bilet mam na linie Grimaldi. Na rondzie skręcić trzeba było w prawo i kierować się na żółte ogrodzenie
Nie straciłem dużo czasu i nie musiałem długo stać w kolejce po odbiór biletu
W międzyczasie przyjechały kolejne załogi które przeprawiały się do Tunezji i w końcu zaczęła się kontrola samochodów i wszystkich papierów…
Na parkingu przed wjazdem na prom w końcu mogliśmy policzyć ile nas będzie. Do liczenia nie było dużo.
Widok innych samochodów szybko uświadomił nam, że złombol złombolem, ale o pakowaniu się nie wiemy tak naprawdę nic
I wjeżdżamy na prom…
… trochę mniej okazały niż ten GNV…
Jedna załoga została ze względu na nieprzerejestrowane auto, a jednej ciągle nie mogłem wypatrzyć…
Prom nie był duży w porównaniu do tych którymi miałem już okazję się przeprawiać na złombolach, ale po raz pierwszy płynąć mieliśmy na dystans ~200 mil morskich. Większość z powierzchni pokładów przeznaczona była na kajuty. Złombol okupował jednak część restauracyjną, a szczególnie miejsca przy kontaktach ;-)
Na kilkanaście minut przed wypłynięciem z portu na pokład wpadła znajoma załoga Camp4x4 jadąca Ładą Nivą. Całą odprawę, która zajęła nam godziny, oni przeszli w rekordowym czasie ~30 minut!
Wi-Fi było, ale nie działało, jedyną rozrywką było sprawdzanie naszego położenia i prędkości na GPSach…
Góra i latarnia widoczna w oddali wyglądała znajomo…
Czas płyną jak prom, powoli…
Atmosfera na promie była spokojniejsza niż na campingach, każdy zastanawiał się chyba co nas czeka.
Jedna rzecz na pokładzie była jednak dziwnie znajoma – dźwięk pompek do materaca i ludzie śpiący na podłodze, na korytarzach, pod stolikami w sali restauracyjnej…
Zrobiło się już ciemno, wszyscy „lokalni” zaczęli wypełniać jakieś świstki których sterta leżała na recepcji. Akurat jak promem zaczęło bujać…
Papiery były po francusku i arabsku, nic nie rozumieliśmy. Znaleźliśmy jednak dwóch „lokalnych” którzy nam pomogli to wypełnić. Z jednym gadaliśmy po angielsku, a on to przekazywał drugiemu, który wypełnił za nas dwa egzemplarze po francusku. Wzory szybko rozpropagowaliśmy, dzięki czemu oszczędziliśmy parę €, które musielibyśmy dać „maj-friendowi” za „serwis” już w porcie.
Do Tunisu dopłynąć mieliśmy ok 22:30, potem czekała nas odprawa graniczna, po raz pierwszy międzykontynentalna.
Leave a Reply
You must be logged in to post a comment.