Wczasy
Wieczorem, jak to na campingu na mecie, wśród załóg wyróżnić można było 3 typy zajęć:
- odpoczynek
- impreza
- naprawy…
Całkiem niedaleko słychać było odgłosy nierównej walki z metalem…
Wymiana krzyżaków i podpory wału nie jest trudna w warunkach garażowych, w warunkach polowych jest już trochę gorzej. Najtrudniejsze było ściągniecie końcówki rozwidlonej przedniego wału i podpory… chyba że ma się ściągacz dwuramienny. Jednak dobrze że go zabrałem, tak samo jak klej do gwintów, który przydał się do zabezpieczenia nakrętki przy skręcaniu wału.
Wieczór przeznaczyłem tym razem na odpoczynek.
Za to rano chyba jako pierwszy wyciągnąłem grzechotkę ;-)
Dla pewności sprawdziłem rozrząd – nie przeskoczył.
Potem zapłon – regulator podciśnieniowy działał, ale odśrodkowy się przycinał. Próby smarowania olejem i rozruszania dały marny efekt. Skończyło się na wyciągnięciu aparatu, rozłożeniu, oczyszczeniu i złożeniu.
Była szansa, że zacięty zapłon mógł mieć wpływ na grzane (nie miał, ale na pewno nie pomagał).
Trzeba było jeszcze zrobić coś ze zdartą oponą.
Przy okazji wymiany przewodów hamulcowych, wymieniłem też obydwie zewnętrzne końcówki drążków kierowniczych. Coroczna wymiana podartych gumowych osłon i smarowanie była już nudna.
To było zaraz po powrocie z zimowania, czyli pod koniec marca. Zbieżność ustawiłem tak jak parę lat temu – na sznurki. Po wymianie, a przed wyjazdem, przejechałem ~2000km (albo i więcej) i po oponach nie było widać problemu. Nawet wyjazd do Grecji i powrót na zmielonych tulejach wahaczy nie dał takiego efektu jak przejechane teraz ~2800km. To co przychodzi mi na myśl, to wpływ na zbieżność różnicy w położeniu poprzecznym tylnego mostu przy jeździe na pusto i z obciążeniem. Sprawdziłem zbieżność po powrocie (na jeszcze nie wypakowanym samochodzie) – lewe przednie koło jest zdecydowanie za mocno zbieżne, co potwierdza zdarty bieżnik.
Opon nie było mi specjalnie szkoda, to był ich 6 złombol, więc swoją robotę już zrobiły. Do przejechania było jeszcze jednak ~3000km, a przy takim zużyciu, druty wyszłyby zanim bym dojechał do domu. Nie było co dywagować, zamieniłem lewe przednie koło z prawym. Opony są kierunkowe, wiec wyszły przez to niestety „na odwrót”. Lepszym rozwiązaniem byłoby może przerzucenie obydwu na tył, bo zewnętrzna strona pracuje na zakrętach, ale wymagałoby to więcej roboty… Tego dnia miałem dojechać tylko do Palermo, więc gdyby samochód prowadził się źle, czas na przekładkę jeszcze był.
Na polu powoli zaczynał się ruch.. i naprawy.
Załoga Soviet Princess szukała przegubu elastycznego wału – ich rozerwało (taka awaria to była klątwa Złombolu 2014), miałem na magazynie :)
Wpadła też załoga SkazaniNaŁadę w poszukiwaniu poduszki silnika, z którą mieli problem już od samego startu. Z jakiegoś powodu się rozpłynęła? Pół biedy że nie pracowała, niestety powodowała też zacinanie się cięgna gazu.
Z magazynu wydano sztuk jeden.
W ramach odpoczynku od samochodów, razem z Klamotem i JaSpoko na plażę poszliśmy z buta.
Plan zakładał spacer do latarni morskiej, ale głód jazdy był większy ;) Nie wytrzymaliśmy i wypożyczyliśmy 4 osobowy 4 kołowy rower.
Latarnię widziałem potem jeszcze raz, ale z innego miejsca…
Taka ciekawostka na bazie 2CV
Wracając zrobiliśmy zakupy, posiedzieliśmy w kawiarni…
A na polu szukała mnie załoga Generała Jaruzela. Przy hamowaniu silnikiem coś grzechotało w okolicy skrzyni/sprzęgła. Podłoga od spodu była cała w oleju, więc pierwsze co, to sprawdziliśmy czy nie trzeba go dolać. Postawiliśmy Ładę na kobyłkach i jakie było nasze zdziwienie, gdy po odkręceniu korka wlewowego olej wręcz chlusnął. Ze skrzyni spuściliśmy ~1,5 litra oleju, prawie dwa całe słoiki po bigosie, tyle było ponad wymagany poziom. Jak i co ważniejsze po co mechanik to zrobił? Najwyraźniej coś gdzieś się już niestety uszkodziło – mimo to udało im się szczęśliwie wrócić do domu.
Z San Vito Lo Capo do Civitavecchia było ~1100km. Do Civitavecchia miałem prom, ale z Tunisu. Opłacało się, kilkaset kilometrów mniej do przejechania na zdartych oponach. Ile załóg wybierało się do Tunezji nie wiedział nikt.
W tym roku meta nie miała wyznaczonej jednej daty, niektórzy dopiero dojeżdżali…
Ostatnie widoki z Sycylii…
… i tankowanie
Złombole, widoki…
Kierowałem się na pierwszy camping z „Modułu Palermo”…
… do którego na koniec dojazd wiódł wąskimi uliczkami
Na polu były 2 załogi
Biały polonez to TimeBandit, znajomy jeszcze z Nordkapp, a drugi na metę dotrzeć w planie miał dopiero następnego dnia.
Zrobiłem jeszcze szybką wycieczkę do sklepu po zgrzewkę wody, na zapas, do Tunezji.
Wieczorem na pole dojechał potem m.in. Żuk AutoFocus oraz Tawria JaSpoko (dziwnie wysoka cena biletu pokrzyżowała im plany nocnego nadrobienia kilometrów promem).
[…] Taki wynalazek na bazie 2CV widzieliśmy już w ubiegłym roku na Sycylii […]
[…] jechała pod dowództwem załogi Generała Jaruzela. Po powrocie z Sycylii z uszkodzoną skrzynią biegów najpierw trafiła do jakiegoś handlarza, potem nowy dom znalazła u załogi PrzeŁadowanych. […]