4 gwiazdki
Self Balancing Scooter
Self Balancing Scooter Sale
Rano obudziłem się pod plandeką – dzięki Limbowa! :)
Za dnia, na polu było można się w końcu trochę ogarnąć…
… i zobaczyć gdzie właściwie jesteśmy
Byliśmy w Nabul, niedaleko Hammamet’u, ok. 70km od Tunisu.
Plany wśród ekip były różne, jedno zostali na polu, inni planowali zwiedzanie bliskie lub dalekie.
Mój wstępny plan zakładał przejazd ~200km, głównie autostradą, w okolice Safakis. Jednak ze względu na problemy z samochodem, plan został zrewidowany.
Nowy zakładał wyjazd na jedną noc do hotelu w nadmorskiej miejscowości Mahdia, ale to dopiero wieczorem.
W międzyczasie na pole specjalnie przyjechał sam właściciel – dzwonili do niego z któregoś ministerstwa z Polski i prosili, aby dowiedział się, czy nie mieliśmy żadnych problemów i czy wszystko jest ok. Taka informacja dawała pewien komfort.
Wybraliśmy się z Camp4x4 na spacer, do miasta poszliśmy plażą
Nie było trzeba być specjalnie spostrzegawczym, żeby dostrzec ilość śmieci…
Szliśmy przedmieściem, kontrasty było widać na każdym kroku, z jednej strony ulicy zadbane domy…
… a z drugiej rudery
I tak cały czas, zwykłe uliczki…
… i super hotel
Niewiele napisów dało się przeczytać…
O! Mają Starbucks…? A nie, czekaj…
Dotarliśmy na najwyraźniej reprezentacyjny deptak…
…a kawałek dalej wsiąknęliśmy w bazar – typowe alejki ze wszystkim za pół darmo ;-)
Ale ekspozycja w alejce to jedno, a magazyn w podwórku to drugie…
W drodze powrotnej kolejny kontrast – placyk w centrum, z pomnikiem… i górą śmieci
Trochę o samochodach.
Wśród nowych samochodów dominował Peugeot, Renault, sporo było też widać VW
Dostawcze to głównie Isuzu i Mitsubishi, a „klasyki” to Mercedesy beczki i stare Peugeoty pick-upy
ale trafił się np. 4-drzwiowy Fiat 127
Starych Peugeotów widziałem potem jeszcze kilka… dziesiąt. Tak samo jak żółtych taksówek
Krótki urywek z małego skrzyżowania
Większość samochodów była w mniejszym lub większym stopniu poobijana, a porzuconych (?) wraków też nie było trzeba specjalnie szukać
To wszystko to był jednak dopiero ledwo przedsmak tego, na co trafiłem jadąc do Mahdii.
Wyjeżdżając z campingu załatwiłem jeszcze małą pamiątkę (drzewko ocalało ;-)
Niedzielne popołudnie i wieczór – trasa okiem kamery
Pierwszy odcinek to dojazd do autostrady – ostrożna jazda i aklimatyzacja z ruchem ulicznym
Śmieci, pierwszy Peugeot, stragany na poboczu…
Na drogach i skrzyżowaniach panowała dość wyluzowana atmosfera, nie dało się jednak odczuć żadnej agresji lub nerwowości.
Pomyliłem zjazd i najpierw pojechałem w stronę Tunisu, na autostradzie były pustki
Przy zawracaniu na najbliższym zjeździe trafiłem na posterunek policji – zdecydowanie bardziej interesowały ich lokalne ciężarówki
Owce i kozy pasące się przy autostradzie…
Policja, przeładowane pickupy, owce…
Bardzo wyluzowany kierowca…
Co jakiś czas na poboczu ktoś stał i sprzedawał chyba coś do jedzenia – niektórzy machali chustami, inni oferowany towar zawieszali na czymś w stylu wędki
Bardzo ładny zadbany stary Peugeot
Bramki i możliwość zakupu czegoś do jedzenia…
Opłaty za przejazd odcinkiem autostrady wahały się od 1 do 2 dinarów (2-4zł) co z dobrą jakością nawierzchni było bardzo przyzwoita ceną.
Policja zupełnie nie zwracała na mnie uwagi
W końcu zjechałem z autostrady na drogi lokalne…
Pustki, śmieci…
Cały czas jechałem jeszcze na paliwie z Sycylii, kontrolka rezerwy paliła się już stabilnie, w kanistrze miałem 8 litrów – na prom powrotny i tak by nie starczyło. Zajechałem na najbliższą stację….
Dzieciak miał może 12 lat ? Zatankowałem za 20 dinarów, weszło 12 litrów, do hotelu wystarczy. Do pełna wolałem zatankować na jakiejś większej markowej stacji.
Wjechałem w miasteczka…
Szybko przestałem liczyć Peugeoty…
Zapadał wieczór, w kawiarniach była masa ludzi, a przy kawiarniach masa motorów/skuterów/motorowerów…
To co zaczęło już być regułą, to bardzo pozytywna reakcja „lokalnych” na widok złombolowozu…
… oglądali się, uśmiechali, machali, trąbili (nikt nie strzelał ;-)
Następne miasteczko przejechałem już po ciemku…
Na wjeździe do Mahdii – posterunek i kontrast do przed chwilą przejechanych miasteczek…
Do hotelu dojechałem wieczorem, już po ciemku, bez przygód, ale przejazd pozostanie w pamięci na długo.
Wysiadłem, i pierwsze co usłyszałem, to…
„Dzień dobry! I on dojechał aż z Polski!?” spytała Polka wychodząca akurat z hotelu wskazując na samochód…
Upewniłem się u ochroniarza, że nie muszę przestawić Łady (zaparkowałem naprzeciwko głównego wejścia…) i poszedłem do recepcji.
Po ciemku hotel robił niesamowite wrażenie…
Rano obudziłem się w śpiworze, na materacu, pod plandeką, a po raz pierwszy od tygodnia spać poszedłem w normalnym łóżku, i to w 4 gwiazdkowym hotelu w Tunezji, za całe 25€.
Leave a Reply
You must be logged in to post a comment.