Francja…
Do przejazdu przez Francję byliśmy nastawieni mało optymistycznie, raczej jak do konieczności.
Na myśl o bramkach na autostradach robiło się niedobrze, a nie czułem się jeszcze rewelacyjnie.
Ustawiamy GPS na:
- Drogi płatne: Nie
- Promy: Nie
- Autostrady: OK
I ruszamy przez małe miasteczka…
W końcu 2CV!
Droga często wiodła zaraz przy autostradzie
Tempo było jednak słabsze ze względu na ograniczenia prędkości w terenie zabudowanym (50 km/h to norma, ale 30 km/h to już lekka przesada)…
.. i ronda, niektóre nawet zrobione z finezją
Przyglądamy się lokalnej architekturze…
… wtem! Land Rover’y
Dobrze, że wyhamował…
Mijamy Intermarche ze stacją z tanią benzyną…
Szybka decyzja – wracamy, zatankujemy i zrobimy zakupy. Zawracamy na dwa razy, bo najpierw mylimy zjazd na rondzie…
Prania przy okazji już jednak nie robiliśmy
Stacje samoobsługowe to zawsze wyzwanie
Jakoś się udało, ale system działa tak, że blokuje na karcie ~500zł niezależnie od ilości zatankowanego paliwa – rzeczywista kwota pojawia się dopiero po kilku dniach. Dwa tankowania i z konta znika 1000zł…
Krajobraz wybitnie rolniczy…
Stare miasteczko – większe szanse na starego Peugeot’a
30 km/h dali chyba dla ochrony starej zabudowy…
U nas już chyba wszędzie wycięli takie tunele ?
Jacht…
W każdym miasteczku, mały albo duży ale obowiązkowo przy drodze był kościół
Te wieże ciśnień (?) prześladują mnie już od Finlandii…
Jedziemy sobie starymi samochodami parę tysięcy kilometrów, wielkie halo… ktoś to samo robi rowerem
Przy okazji przejazdu Złombol’a liczba starych samochodów na francuskich drogach wzrosła chyba milion-krotnie…
Cisnąc z Niewiadówką – szacun, ale za chwilę minęliśmy taki zestaw :O
A jeszcze kawałek dalej wojskową kolumnę (trafiliśmy na coś takiego potem jeszcze przynajmniej raz)
No nawet ładnie… Czyżby dało się jednak tą Francję polubić?
Bardzo dużo czasu i sił przed wyjazdem poświęciliśmy na ogarnięcie przednich hamulców w Tavrii. Tematu nie udało się zamknąć w 100% ze względu na brak czasu – nie grzały się, ale trochę ściągało
Pozdrowienia od Złomboli…
No całkiem ładnie…
Skocznia narciarska? Proszę bardzo
Tankowanie…
… i się zaczęło. Najpierw korki na podjazdach (ruszanie z ręcznego pod górkę załadowaną Ładą gdy z tyłu na zderzaku siedzi jakiś francuz – polecam…)
Jazda pod górę…
… zmieniła się w jazdę srogimi podjazdami
Zgrzani, tak jak silniki, dojechaliśmy na camping (warunki pierwsza klasa!)
Na miejscówkę wcale nie było jednak „z górki”
W Tavrii gdzieś do kabiny zaciągało spaliny, podejrzenie padło na otwory w grodzi silnika – zaklejone powertape’em.
W Ładzie na postoju na wolnych obrotach pojawił się dziwny dźwięk, metaliczny szelest – znikał po wciśnięciu i puszczeniu sprzęgła. Jechać, obserwować…
Znam już źródło tego dźwięku – luźna sprężyna mocująca łapę sprzęgła do łożyska oporowego. Mimo prawidłowego luzu ustawionego na pedale, łożysko szurało po docisku.
Układ chłodzenia
Do nowego silnika nie zakładałem od razu nowej pompy wody. Na początku złożona była ta, z którą silnik był kupiony. Łożysko było ok, jednak ze starości (w garażu przestała przecież ponad 5 lat) zaczęła już cieknąć. Cała reszta nie wymagała żadnej obsługi – chłodnica była nowa, termostat był stary, sprawdzony.
Na konsoli środkowej nie wszystkie kontrolki były wykorzystane, wolna była ta najbardziej z prawej, akurat czerwona, bez problemu dostrzegalna kątem oka. Podpiąłem ją w obwód czujnika temperatury – zapalała się gdy załączał się wentylator chłodnicy. Zdarzało się już, że czujnik się zawieszał i wentylator chodził niepotrzebnie, a podczas jazdy nie było tego słychać.
Leave a Reply
You must be logged in to post a comment.