Zaczęło się
Francja – etap 2, nastawy GPS bez zmian.
Nieustraszeni Finowie i ich Moskwicz!
Pogoda była słaba, jechaliśmy lokalnymi drogami…
… przez wyraźnie biedniejszy rejon
Przez moment wjechaliśmy chyba nawet na 1000 m. n.p.m., a agrafki przywoływały wspomnienia z drogi na Stelvio…
Monotonia, szczególnie w taką pogodę…
Zakręty pozwalały przynajmniej pokręcić trochę kierownicą…
I tak sobie jechaliśmy…
Szarość…
Pamięta ktoś jeszcze budżetową markę Leader Price ?
Korki próbowaliśmy omijać korzystając z Google Maps, ale wąskie uliczki i tak mocno nas spowalniały
Dogoniliśmy mały Złombolowy konwój złożony z dwóch poldków i wartburga
Zjechali potem w poszukiwaniu stacji z gazem. Nudy, rozrywką zaczęło być włączenie wycieraczek i przejazd przez tunel…
Hamulce w Tavrii zaczynały niepokoić…
Wjeżdżając w jakieś miasteczko, kątem oka zauważyliśmy zamek… ?
Robimy przerwę…
…na kawę, siku i zdjęcia
Po przerwie nie ujechaliśmy daleko…
… w Tavrii zaczęło coś stukać i z hamulcami było znowu gorzej (a działające są tam już marne). Zawracamy z powrotem na duży parking.
Kontrola lewej i prawej strony – stukał chyba odważnik na prawej przedniej feldze ocierając się o osłonę, nic więcej nie znaleźliśmy
Krótka jazda testowa dała nową wskazówkę…
… ręczny był bardzo luźny i słaby. Podobny problem był gdy zerwały się spawy trzymające uchwyt linek – przykręciliśmy go wtedy na 4 śruby.
Szybka kontrola – był na miejscu. Zostało więc zajrzeć do bębnów z tyłu, a to wiąże się z ustawieniem luzu na łożyskach. Ostrożnie, ale jechać się da – lepiej będzie ogarnąć to na campingu.
Nie pamiętam już, czy to był płatny odcinek, czy załapaliśmy się na kawałek autostrady „na krzywy ryj”
Długo nią jednak nie jechaliśmy
Tunele…
Taktyczne tankowanie…
Z nowości, w Tavrii ciężko wchodzić zaczął 2 bieg. Na polu był już Klamot i zajął nam miejscówkę na serwis.
Przez Bordeaux przejeżdżaliśmy w popołudniowym szczycie, na szczęście korek był w przeciwną stronę
Nie tylko wysokość podawana przez GPS wskazywała, że jesteśmy coraz bliżej wody
Na ostatnich kilometrach przed campingiem (już tradycyjnie) spotkaliśmy Valorex’a!
Było jeszcze jasno – warto było to wykorzystać na ogarnięcie hebli w Tavrii
Źródło problemu było w lewym tylnym bębnie – rozpierak szczęk się wysunął, ramię hamulca ręcznego nie miało podparcia i nie pracowało, a właśnie od jego naciągu zależy praca całego układu. Wysunął się prawdopodobnie poprzedniego dnia, przy końcowych ostrych podjazdach i w końcu wypadł.
Kontrola czy nie poluzowała się śruba wybierka w skrzyni dała niestety wynik negatywny – problem z wrzuceniem dwójki był więc sygnałem alarmowym.
Pierwszy raz przydał się zestaw do łatania opon – sznur i szydło pożyczyli obozujący niedaleko wczasowicze.
A załoga pomarańczowego Lublina pożyczyła prostownik.
Wieczór minął na odpoczynku, został już „tylko” dojazd na metę.
Układ wydechowy
Chyba miesiąc przed wyjazdem, będąc w kanale, zauważyłem pęknięcia blachy pierwszego tłumika, tuż przy łączeniu z rurami, były lekko okopcone.
Po przerobieniu łączeń na flansze, montaż i demontaż przebiega błyskawicznie (no może poza dwururką).
Pęknięcia zaspawałem. Nie było sensu wymieniać tłumika, cały układ był w niezłym stanie mimo, że był kupiony jeszcze przed pierwszym Złombolem.
Leave a Reply
You must be logged in to post a comment.