Nowy dźwięk
W czwartek wieczorem, już prawie spakowany (zostały jeszcze ciuchy i żarcie), pojechałem zatankować pod korek i do kanistra – Łada załadowana jeździła tak jak zwykle.
W piątek na Late Night Check-in do Katowic miałem podrzucić Witolda. Wyjazd planowałem ok 12:30 tak żeby mieć bezpieczną rezerwę czasu i wydostać się z Warszawy przed największymi popołudniowymi korkami.
Przy wjeździe na umówiony parking usłyszałem nowy dźwięk. Przypominał dzwonienie pokrywki na pustym garnku, dochodził z prawej strony, z dołu, mniej więcej ze środka samochodu i pojawił się podczas przejazdu przez mały krawężnik. Kołysząc budą na parkingu nie udało się go powtórzyć, w bagażniku też nic nie latało.
Wracamy do garażu na kontrolę.
Dźwięk pojawiał się przy przejeździe przez garby zwalniające. Raczej nie były to narzędzie w skrzynce, wożę je przecież tak samo kolejny rok.
Szybka kontrola – wieszak tłumika jak zwykle się odczepił, ale tym razem wisiał na tłumiku i mógł dzwonić. Usunięty.
Krótka jazda testowa – to coś innego, trzeba wjechać na kanał.
Wydech znowu słabo się układał i było widać lekkie ślad obtarcia. Dogiąłem go, a wieszak tłumika końcowego wydłużyłem trytytkami (miałem to potem poprawić, ale wytrzymały tak całą trasę).
Krótka jazda testowa – to coś innego, coś poważniejszego, powrót na kanał.
Nakrętkę końcówki rozwidlonej skrzyni biegów sprawdzam już zawsze przed wyjazdem, ale sprawdziłem ją jeszcze raz – nie poluzowała się. Luzu na krzyżakach wału nie wyczułem, podpora też wyglądała ok. Luz na skrzyni biegów był taki sam jak na skrzyniach zapasowych, ale może poluzowała się któraś śruba w środku? Przekładka skrzyni to minimum 6 godzin roboty i nici z Late Night Check-in.
W końcu zobaczyłem świeże ślady – przy mocniejszym ugięciu zawieszenia, wał ocierał o śrubę mocującą klamrę pasów bezpieczeństwa pasażera. Przy składaniu całego środka kabiny musiałem nie dać jakiejś podkładki, i śruba wystawała na tyle więcej, że zaczęła ocierać o wał. Na szczęście zdążyła tylko zedrzeć lakier.
Kilka podkładek załatwiło sprawę. Rezerwa czasu przepadła, ale nawigacja pokazywała dojazd do Katowic ok 17:30, więc komfortowo.
Może za rok nie będzie już remontów?
Turcja…
Żuk…
Na stacjach po drodze widzieliśmy też parę Złomboli.
Standardowy korek przed Częstochową
W przeciwną stronę było gorzej, ciągnął się jednak kilometrami
Katowice i Spodek…
Matadory w tym roku zabrali składaki jako szalupy ratunkowe :D (i jak zwykle nocowali w Akademiku AWF)
W ramach pakietu startowego każda załoga dostała mocną płachtę do podłożenia pod silnik i skrzynię, żeby nie zostawiać plam oleju. Bardzo fajna rzecz!
Ciekawy przypadek – Fiat 132 (chyba „p” więc teoretycznie regulaminowy) na żółtych blachach… ale jakoś nie widziałem naklejek Darczyńców, więc chyba nie brał udziału?
W tym roku kilka pojazdów i tak przyćmiło wszystkie inne…
Rejestracja była bardzo fajnie zorganizowana i dzięki dużej liczbie ludzi z supportu przebiegała bardzo sprawnie. Gratulacje dla organizatorów!
Udało się dojechać do Katowic, naklejki odebrane, plan minimum wykonany.
Przy rekordowej liczbie załóg, sprawne wydostanie się z Katowic w sobotę było kluczowe, więc jak zwykle zatankowałem jeszcze wieczorem.
Na przejechanie 324,6km poszło 27,64L co daje ~8,5L/100km. Nawet biorąc pod uwagę stanie w korku i dodatkową osobę na pokładzie to i tak był słaby wynik.
Nocleg w AWFie. Do tej pory zawsze tam nocowałem i zawsze udało się wrócić.
Witold – dzięki za towarzystwo w trasie i cierpliwość przy ogarnianiu przedwyjazdowej awarii :)
Leave a Reply
You must be logged in to post a comment.