Ściana
Węgry – typowy odcinek tranzytowy
Najpierw Debrecen…
Złombole!
Starałem się nie przekraczać 95 km/h, nie miałem szans dotrzymać im tempa
Od Miskolc…
… to już ostatnia węgierska prosta…
Ciekawostka – na tej tablicy wyświetlał się numer rejestracyjny ciężarówki, która miała zjechać na kontrolę (akurat ta która jechała wtedy przede mną)
Trzynasta granica, Węgry…
… Słowacja
Kierunek Košice…
… potem Presov…
… z fabryką łożysk ZVL
W Presov chyba wypadł pierwszy nocleg w drodze na Transfogaraską?
Rozglądałem się za jakąś przydrożną restauracją, ale Google nic ciekawego nie podpowiadał…
Przynajmniej wieczorne widoki były ładne…
Dziwne, że nikt tego jeszcze nie skosił…
Fabia, 100…
… i ostatnia, czternasta, granica Słowacja…
Słońce własnie zachodziło…
… a do przejechania zostało ok 400km. Nocleg w hotelu wydawał się stratą czasu
Namierzyłem jakąś restaurację…
… ale była już zamknięta
Zmierzch – najgorszy okres dla oczu…
Restauracja przy trasie – według Google czynna do 22…
… rzeczywiście była czynna. Niestety, restauracyjne posiłki mimo, że wybierałem te najbezpieczniejsze ze względu na niewygodna dietę, dawały się już we znaki.
Następne w planie było tankowanie (6,72L/100km)…
… herbata i drzemka.
Trasa wiodła zwykłymi drogami, nie oświetlonymi i wymagającymi znacznie większej uwagi niż nocna jazda autostradą
Przejazd przez oświetlone miejscowości tylko bardziej męczył oczy…
Dzięki GPS’owi i zdublowanej nawigacji w telefonie działającym jak noktowizor wiadomo było kiedy spodziewać się zakrętów – nie ostrzegały jednak o innych pojazdach
Tempo było słabe, ale przewidywany czas dojazdu pozostawał stabilny
Za Kielcami…
… w końcu wjechałem na S7
Oświetlone węzły…
… przeplatały się z ciemnymi prostymi…
… i odcinkami ze zmienioną organizacją ruchu
I tak na zmianę
Zostało 80km…
… i nie pomagało już nic – cukierki, otwarte okno, głośna muzyka, ciepły czy zimny nawiew. To nie była senność, bo oczy mi się nie zamykały, po ponad 16 godzinach w trasie nie miałem siły jechać dalej. Zjechałem na najbliższą stację, żeby się trochę rozruszać.
Na horyzoncie w końcu pojawiły się światła…
… których już tylko przybywało
Żwirki i Wigury…
Białe oświetlenie – czyli Łazienkowski…
… i ok. 2:30 garaż
Ten ostatni 18 godzinny odcinek mnie dobił. Nie mogłem zasnąć, ale przynajmniej leżałem już we własnym łóżku. Stres i zmęczenie skumulowane przez prawie dwutygodniową trasę poprzedzoną miesiącami przygotowań w trybie awaryjnym nie pozwalały na normalny sen przez trzy kolejne noce.
Leave a Reply
You must be logged in to post a comment.