Rumunia
W Dzień 9 zapomniałem napisać, że winietkę na Rumunię (kilka €) wykupiłem on-line w hotelu wieczorem – prosto i wygodnie.
Poprzedni wieczór teoretycznie przeznaczyłem na odpoczynek, ale mało to dało.
Ciężko było zaplanować coś dokładniej niż po prostu jazdę w kierunku domu – każdy przejechany kilometr, to jeden kilometr mniej na lawecie.
1100km to akurat mniej więcej dystans po którym trzeba dociągnąć śruby głowicy, ale też dystans przez który wskazana jest delikatna jazda.
Zebrałem się w miarę wcześnie, po 8 rano
Nie wszystkie projekty budowlano-drogowe kończą się sukcesem…
Odpuszczenie Transalpiny niestety nie oznaczało, że góry uda się ominąć…
Było pusto, na odcinkach z robotami drogowymi nie robiły się korki
Ciężarówka też mnie nie spowalniała…
… bo tempo miałem podobne
Droga była jednak wymagająca
Cywilizacja
Jak raz się je zauważy, to widzi się je już wszędzie…
Z wyglądu AN-2 ale trochę mały…
… i lokomotywa
Znowu góry…
Wszystkie miasteczka po drodze wyglądały podobnie – niska zabudowa…
… potem kawałek pustej i niezłej drogi…
… co jakiś czas coś bardziej fantazyjnego…
… łącznik…
… coś większego…
… i jakiś nieudany projekt
Toczyłem się 90-95km/h, kilometry mijały, ale wolno…
Tak jak kilka lat temu, infrastruktura drogowa jest nadal intensywnie rozwijana…
… co trochę kontrastowało z okolicą…
Krajobraz nadal zmuszał do jazdy z uwagą…
Oradea = granica
I znowu standard…
Z ten „styl” jazdy i zabieranie pasażera wlepiłbym srogi mandat…
Kawałek dalej normalna droga się nagle skończyła
Dokładnie takiego utrudnienia potrzebowałem… :/
Co jakiś czas w kabinie było czuć lekki zapach benzyny, w myślach sprawdzałem czy przy składaniu wszystkiego poprzedniego o czymś nie zapomniałem – nie mogłem sobie przypomnieć, czy dokręciłem cybant węża paliwowego przy gaźniku…
… nie dokręciłem
Chwilę przed wyjazdem ze stacji, drogą przejechał Ford na polskich numerach…
Odcinki takiej Rumunii pamiętałem…
… ale coś takiego bardziej przypominało mi Albanię…
Zaczęła się lekka walka o tempo i utrzymanie temperatury silnika w bezpiecznym zakresie mimo podjazdów i słonecznego dnia
Ciężarówka i Ford utrudniły sprawę…
Ford w końcu zebrał się do wyprzedzania…
… a mi udało się od razu wyprzedzić i jego
Odcinek nie dość, że był trudny, to był fatalnym miejscem na awarię – chciałem jak najsprawniej mieć go z głowy…
W końcu równiejszy kawałek…
… ale dalej wszystko rozkopane
W międzyczasie dostałem wiadomość od Klamota
Ștei…
… Beiuș…
Gdybym mieszkał w Rumunii, to nie wiem czy bym się przełamał i jeździł Dacią…
Typowy odcinek…
… i nagle jakiś mega park wodny…
Oradea…
… i tankowanie (6.87L/100km – efekt jazdy w trybie „emeryt”)
Oprócz paliwa, na każdej stacji zwykle kupowałem karton jakiegoś soku, tym razem wziąłem 3. Dzień był ciepły i jadąc z włączonym ogrzewaniem, oprócz temperatury silnika musiałem też pilnować, żeby się nie odwodnić :/
Bramki ograniczającej szerokość nigdy chyba wcześniej nie widziałem…
Pamiętałem ten prosty odcinek i tramwaje…
Sznur TIRów miał dobrych kilka kilometrów…
… dla samochodów osobowych kolejka na szczęście nie była duża
Chwilę mi zajęło zanim zrozumiałem, że celnik znał i mówił do mnie po polsku…
Przekroczenie dwunastej granicy, Rumunia – Węgry, poszło sprawnie i bez problemowo
Zostało ok. 700km.
Leave a Reply
You must be logged in to post a comment.