Cesta je náš cíl
Niedziela to był najlepszy dzień na przebicie się przez Stambuł w ciągu dnia.
Do przejechania było niecałe 600km, ale niewiadomą był czas potrzebny na przekroczenie granicy z Bułgarią.
TRAMVAY – jedno z niewielu słów w języku tureckim, które brzmiało znajomo
Bus na warsztacie tureckiej filii warsztatu Cytryn i Gumiak ?
Krótki objazd do najbliższego ronda…
… HGS…
… i autostrada na Stambuł
Szybko pojawiły się gęstsze zabudowania…
… w stylu kopiuj/wklej…
… ale na razie tylko okazjonalnie
Ten gabaryt obrazował skalę na jaką chyba w Turcji wszystko się buduje…
Prognozy pogody pokazywały przechodzący w rejonie front…
Coś nowego, wcześniej jadąc nocą nie było tego widać – zadbane i udekorowane nasypy poboczy
Za dnia wcześniej też było można dostrzec na horyzoncie zarys centrum Stambułu…
Pobocza…
I most między Azją a Europą…
Ruch był mały…
… ale w przeciwną stronę korek był spory
Z rozmachem…
Wtem… Forman!
Warszawa – 1,7 mln. mieszkańców
Ankara – 5,3 mln. mieszkańców
Moskwa – 12,5 mln. mieszkańców
Stambuł – 15 mln. mieszkańców
Wcześniej widziany gabaryt wiózł chyba takie przęsło
Ciekawostka – czerwony Tofas zatrzymał się i zabierał pasażera, i nie był to odosobniony przypadek.
Prognozy pogody wyglądały na prawidłowe
Pierwsza fala deszczu…
Kawałek dalej Google Maps sygnalizowało lekkie zagęszczenie ruchu…
Powód był jednak inny…
… samochody zjeżdżały na bok i się zatrzymywały
Nigdy nie jechałem jeszcze w takim deszczu, droga pokryta była warstwą wody
Toczyłem się 30km/h, widoczność była fatalna, pełny bagażnik zapewniał przynajmniej trakcję…
Ulewa była jednak bardzo zlokalizowana, po kilku kilometrach nie było po niej śladu…
… i akurat przyszła pora na tankowanie (7,88L/100km)
Ostatni odcinek przed granicą…
Ostatni HGS (ciekawe ile zostało na koncie?)…
Edirne…
… za którym Google Maps znowu pokazywało zagęszczenie ruchu i to na długim odcinku…
… z jeszcze innego powodu – to była kolejka TIRów
Gdyby tak stały na moście, pewnie nadwyrężyłyby konstrukcję…
Kolejka miała 15-20km!!!
Dla osobówek było jednak praktycznie pusto
Pierwsza bramka…
Druga bramka…
Pachołkolandia…
… do trzeciej bramki
Bramka dezynfekcyjna…
Obowiązkowa winietka…
Dezynfekcja nie była za darmo (chyba 2€) …
… gość w okienku mnie zagadał (chciał kupić Ładę i pytał się za ile mu ją sprzedam) i winietka kupiona chwilę wcześniej mi chyba wypadła albo czegoś nie ogarnąłem :/
Ostania bramka, dziesiąta granica Turcja – Bułgaria…
… i poszukiwanie stacji gdzie można kupić winietkę…
Na OMV skierowali mnie na następnego Shell’a…
… gdzie spotkałem dwa (niezłomblowe) maluchy!?
Okazało się, że po okrążeniu Morza Czarnego (Ukraina, Gruzja, Turcja) wracały do domu – do Czech
Relację z ich wyprawy (i awarii) można znaleźć na ich fanpage’u na Facebooku – To The World. Może w przyszłym roku dołączą do Złombola?
Do hotelu zostało ok. 80km…
Przekraczając granicę chyba cofnąłem się też o jedną epokę…
Fantazja…
[…] Dzień 9 zapomniałem napisać, że winietkę na Rumunię (kilka €) wykupiłem on-line w hotelu wieczorem […]