… meta, Archaia Olympia.
Jaki to dzień tygodnia?
Pierwszy po przejechaniu przez Albanię.
Przesunięcie czasu, późny dojazd, krótki (370km) odcinek do przejechania – tym razem ze wstawaniem i wyjazdem nie było trzeba się spieszyć.
Nocą pole wydawało się pełne. Rano okazało się jednak, że wszystkie przyczepy są puste, oprócz Złombolu nie było nikogo. Według informacji od portiera, na polu zatrzymało się 30-40 załóg.
Poranna inspekcja nie wykazała, żeby w Albanii od samochodu coś odpadło, zawieszenie z przodu skrzypiało już jednak z obu stron :/
Tak jak w Chorwacji, pole znajdowało się tuż nad wodą
Na polu stała wrośnięta Niva…
Otwarta, skrzynia 5… kusiło, ale ją zostawiliśmy ;-)
Równa droga, ładna pogoda…
Przez chwilę nawet padało… i ta chwila wystarczyła, żeby generałowi odpadła wycieraczka :D
140 km przed metą zatrzymaliśmy się na obiad. Już mieliśmy płacić, a tu przychodzi właściciel, mówi „Polska!, Lewandowsky!” i dostaliśmy gratis deser :)
Zaraz obok był warsztat, w którym akurat stał Polonez Bandy Drombo – wyważali koła, drugi raz, bo po pierwszym ciężarki odpadły po kilkuset metrach. Po zdjęciu kół, zobaczyli też, że po górskich drogach z klocków hamulcowych mało im zostało :/
Ruszamy dalej, pierwszy podjazd, spod maski czerwonego Wartburga buchnęła para – zagięty wąż układu chłodzenia, zapowietrzony układ, zacięty termostat. Skończyło się na poprawieniu ułożenia węży i wywaleniu termostatu.
Zaczęło się już ściemniać, do Archai dotarliśmy ok 22.
Udało się.
[…] ta sama Łada która też przejechała Albanię w 2012 roku (to jedna z zaskakująco wielu analogii do tamtego […]